wtorek, 14 stycznia 2014

Attention!

Uwaga, uwaga, ogłaszam wszem i wobec, że natłumaczyłam się to opowiadanie i nie będę tego więcej robić, gdyż, uwaga, uwaga.....



AUTORKA ANGIELSKA JE USUNĘŁA!!!

Hahaha, ja zawsze kopiuję sobie rozdział ze strony, pred tym, jak mam go zacząć tłumaczyć i dzisiaj chciałam zobaczyć, jak długi jest, a tu BUM, nie ma nic :D

Tak więc, miło było przez te 3 rozdziały, ale nie mam jak dłużej tego tłumaczyć ;)
Przepraszam, jeśli zawiodłam, ale to nie ode mnie od początku zależało.

Pozdrawiam~Lady Morfine <3

niedziela, 12 stycznia 2014

7. "Harry, nie możesz mnie przed wszystkim obronić..."

*Perspektywa Brianny*
-Chcesz, erm iść na górę?-zapytałam nerwowo. Boże, czemu się denerwowałam?
-Och, ja erm, ja nie mam tutaj mieszkania.
-Nie masz?
-Nope- powiedział Harry, akcentując „p”.
-Och, cóż, chcesz wrócić do mojego pokoju?
Mentalnie się spoliczkowałam, kiedy zdałam sobie sprawę, co właśnie powiedziałam. Zaprosiłam Harry’ego Styles’a do mojego mieszkania.
Proszę, powiedz nie. Proszę, powiedz nie. Proszę powiedz mi, że musisz coś zrobić. Proszę, powiedz nie…
-Och, erm, jasne- uśmiechnął się szczerze.
Cholera.
Zachęcił mnie gestem, abym szła przodem, a ja odwzajemniłam uśmiech.
_
-Czuj się, jak u siebie.
Patrzyłam, jak chodzi dookoła, podnosząc różne rzeczy, a potem je odkładając. Zachichotałam, gdy potknął się na mojej torbie. Jest taką niezdarą.
-Podoba ci się to, co widzisz?- zawołał Harry.
-Kto powiedział, że mi się podoba?- uśmiechnęłam się.
-Ałć- dotknął ręką piersi na znak, że został zraniony.
-Aww, zraniłam cię, Harry?- powiedziałam, zanim wydęłam wargi.
-Pożałujesz tego, co powiedziałaś- powiedział Harry, zbliżając się do mnie.
Zrobiłam ostrożnie krok do tyłu- Harry, co ty… AHHH- krzyknęłam, kiedy zaczął mnie gonić. Wpadłam do łazienki, chcąc zamknąć za sobą drzwi, ale Harry już był przy nich. Ciągnęłam za drzwi, ale Harry był ode mnie dużo silniejszy.
-Bri, powinnaś się już po prostu poddać. Oboje wiemy, że jestem silniejszy- uśmiechnął się.
Uśmiechnęłam się- Nigdy w twoich najdzikszych snach*, Styles.
-Po jakichś 10 minutach szarpaniny, Harry’emu udało się przecisnąć i potknął się do tyłu.
-Och, nie żyjesz, Brianno- uśmiechnął się Harry.
-Próbuj, Styles- odwzajemniłam uśmiech.
-Zrobię to.
Bez ostrzeżenia, Harry przerzucił mnie sobie przez ramię i zaczął iść w stronę prysznica.
-Harry, co ty robisz?
Nie odpowiedział, ale mogłam zauważyć uśmieszek na jego ustach. Nagle poczułam coś zimnego i mokrego na mojej głowie. Wygięłam się i zauważyłam wodę, lejącą się z góry.
-Harry, ty dupku!- krzyknęłam, uderzając go pięściami.
Usłyszałam, jak chichocze, stawiając mnie na nogach. Sięgnął nade mną po coś, a ja odwróciłam się, by zobaczyć, co to jest. To był szampon. O Boże, nie.
-Harry, nie! Nie… AHH!

Zanim mogłam uciec, Harry już zdążył oblać mnie szamponem. Byłam mokra. Bez namysłu, nabrałam w dłonie wody i chlusnęłam nią w niego. Oparł się tyłem o ścianę, kontynuując lanie na mnie szamponu. Podjęłam próbę ucieczki, ale byłam zbyt wolna, a Harry z powrotem pociągnął mnie pod prysznic. Cholernie się śmialiśmy, kiedy odkładał na miejsce szampon. Mogłam poczuć, jak woda spływa mi po szyi.
-Dlaczego do cholery wciągnąłeś nas pod prysznic?!
-Dla zabawy- uśmiechnął się.
-Jesteśmy teraz mokrzy.
-Możemy wziąć prysznic- mrugnął Harry.
Moja ręka powędrowała do jego klatki, uderzając w nią.
-Ał.
-Och, proszę. To nie bolało.
-Skąd możesz wiedzieć?- zaśmiał się.
-Ponieważ znam swoją siłę- powiedziałam, otrzymując od niego śmiech. Boże, jego śmiech jest zaraźliwy.
-Nie mam mocy. Chcesz mi trochę oddać?- powiedział Harry, przybliżając swoją twarz bliżej mojej.
-Ja tak samo nie mam- powiedziałam, dysząc.
-Więc powinniśmy zrobić coś, by połączyć nasze moce- puścił mi oczko.
-Hmmm, coś proponujesz?- drażniłam się. Wiedziałam, do czego zmierza.
Wziął moją twarz w dłonie i przyciągnął bliżej siebie. Nasze twarze dzieliły jedynie centymetry, a woda po nas skapywała. Zielone tęczówki Harry’ego nie zrywały kontaktu z moimi niebieskimi oczyma.
-Co ty ze mną robisz?- zapytał prawie szeptem Harry.
Zamrugałam kilkakrotnie, starając się zrozumieć, co on właśnie powiedział, zanim zaczęłam badać jego rysy. Czy naprawdę wywierałam na nim taki efekt?
Miał rozcięcie poniżej brwi, rozcięta wargę i kilka siniaków na prawym policzku. Przyłożyłam dłoń do jego twarzy i przesunęłam po nich palcami. Wzdrygnął się lekko, ale wciąż pozwalał mi na nie patrzeć. Patrzyłam na nie poważnie, cały czas mogłam czuć na sobie jego wzrok.
-Naprawdę ci dowalił, prawda?
Westchnął, zanim spojrzał w dół- To nic takiego- wzruszył ramionami.
-Nie, Harry. To jest coś. Uratowałeś mi życie…
-Uratowałem ci życie? Uratowałem ci życie?- wyrzucił.
-Harry, uspokój się…- zanim mogłam powiedzieć coś jeszcze, Harry już wyszedł z łazienki.
-Harry! Harry! Poczekaj!
-Uratowałem ci życie, Brianno? Czy ty jesteś kurwa nienormalna?
-Nienormalna? Jak do kurwy nędzy mogę być nienormalna? To ty jesteś tym, który krzyczy!
-Ponieważ ty myślisz, że uratowałem ci życie!
-Cóż, to prawda!
-Brianno, on cię dotykał! Nie mogłem cię kurwa ochronić przed tym gównem!
-Harry, to nie jest twoja wina!
-Jest! Jest, Brianno. Jeślibym go nie wyzwał, to nie zostałabyś zraniona!!!
-Harry, nie możesz mnie przed wszystkim obronić…
-Mogę spróbować…- pisnął.
Westchnęłam.
-Przepraszam…- powiedział prawie szeptem Harry.
-Harry, musisz postarać się kontrolować swoją złość. Nie możesz po prostu wściekać się na siebie przez jakieś małe rzeczy…
-To nie jest małe- wskazał ręką na moje uda.
-Jest.
-Nie jest!
Podskoczyłam na jego krzyk.
-Przepraszam- powiedział natychmiastowo.
Przytaknęłam delikatnie, ziewając.
-I-idę teraz spać… możesz spać na kanapie. Przyniosę ci poduszki i koc.
-Okej.
_
-Ah, kurwa!
Moje oczy szeroko się otworzyły na dźwięk czyjegoś głosu. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się dookoła. Łóżko Eleanor wciąż było puste, więc zgaduję, że śpi u Louis’ego. Popatrzyłam w prawo na zegarek.
3:44 nad ranem. Pokazywał zegar.
Moje myśli były zalane przez dźwięk czyjegoś śpiewu. Zeskoczyłam z łóżka i skierowałam się do kuchni. Wyczuwałam coś. Zaglądnęłam do kuchni i natychmiastowo zobaczyłam przy kuchence chłopaka z lokami, bez koszulki.
-Harry?
-Cześć, kochanie.
-Co ty robisz?- wydusiłam.
-Robię jakieś przekąski.
-Szybki kubek o czwartej nad ranem?
-Taa…- przeciągnął.
Nie mogłam nic poradzić na delikatny śmiech.
-Jestem głodny, Brianno! Nie wiń!- jęknął Harry, starając się zachować poważną twarz.
Zaśmiałam się trochę głośniej tym razem, ponieważ on starał się być poważny, ale mu nie wychodziło.
_
-Chcesz trochę?
-Nie, jest w porządku. Podziękuję- zachichotałam.
-Więc, chcesz zagrać w 20 pytań?
-Serio, Harry?
-Tak, znaczy, czemu nie?
Westchnęłam, poddając się- Dobra, zaczynaj.
-Dobra, ulubione jedzenie?
-Włoska kuchnia.
-Ulubiony zespół?
-The Beatles.
-Ulubiona piosenkarka?
-Um, Celine Dione.
-Oh, tak, ona jest świetną piosenkarką, ale ja jestem lepszy- powiedział, uśmiechając się Harry.
-Śpiewasz?
Rozszerzył oczy, a ja mogłam sobie wyobrazić, jak mentalnie się policzkuje. Dlaczego? Dlaczego nie wiedziałam, że on śpiewa?
-T-tak, trochę.
-Zaśpiewaj coś dla mnie.
-Nie, nie potrafię.
-Och, no dalej, Harry! Proszę?- błagałam.
-Dobrze- poddał się.
Isn't she lovely
Isn't she wonderful
Isn't she precious
Less than one minute old
I never thought through love we'd be
Making one as lovely as she
But isn't she lovely made from love
Isn't she pretty
Truly the angel's best
Boy, I'm so happy
We have been heaven blessed
I can't believe what God has done
Through us he's given life to one
But isn't she lovely made from love
Isn't she lovely
Life and love are the same
Life is Aisha
The meaning of her name
Londie, it could have not been done
Without you who conceived the one
That's so very lovely made from love
Jego głos był jak dar od Boga. Przysięgam. Nie wiedziałam, że śpiewa tak dobrze.
-Było do bani- powiedział.
-Co?! Żartujesz, Harry!
-Nie, naprawdę, było okropnie. Nie kłam, Brianno.
-Nie żartuję! Było naprawdę dobrze! Za twój głos możnaby umrzeć!
-Serio?- uśmiechnął się Harry.
-Tak- odwzajemniłam uśmiech.
-Dzięki… nikt wcześniej mi tego nie powiedział.
-Jak to możliwe?
-Cóż, nie wiem… moi rodzice i siostra nigdy nie słyszeli, jak śpiewam, więc…
-Nigdy? Jak?
Będąc szczerym, jestem naprawdę zdziwiona.
-Zgaduję, że nigdy wcześniej dla nikogo nie śpiewałem… aż do teraz.
Spojrzałam na niego i patrzyłam cały czas, kiedy rozmyślałam nad słowami, które właśnie wyszły z jego ust. Nigdy dla nikogo nie śpiewał, to znaczy…
-Jesteś pierwszą osobą, która właśnie usłyszała, jak śpiewam- powiedział prawie szeptem.
*Perspektywa Harry’ego*
-Jesteś pierwszą osobą, która właśnie usłyszała, jak śpiewam- powiedziałem prawie szeptem.
Przygryzłem dolną wargę, czekając na odpowiedź. Zaśpiewałem dla niej. Pierwsza osoba, która usłyszała, jak śpiewam. Zazwyczaj nie robię tego, co mówią mi ludzie, zwłaszcza, jeśli każą mi śpiewać. Louis nigdy nie słyszał, jak śpiewam, a jest moim najlepszym przyjacielem od 5 lat. Briannę znam tylko jeden dzień, a ona już usłyszała, jak śpiewam. Boże, co ta dziewczyna ze mną robi?
Nigdy wcześniej nikogo tak nie lubiłem. Nigdy nikogo nie pragnąłem. Nigdy nie potrzebowałem nikogo tak mocno. Ale ona… Brianna, jest czymś. Wiedziałem to, od kiedy przywitała mnie w drzwiach, a ja wziąłem jej ubrania, naprawdę chciałem jej je podać, ale kiedy wyszła z łazienki, z unoszącą się parą, wyglądała jak anioł. Przysięgam, ja anioł, który został zesłany z niebios. Przez nią mi kurwa stanął, do cholery. Cholera, chciałem tylko owinąć ramiona dookoła jej drobnej talii i pozbyć się ręcznika, pozwolić mu upaść na ziemię.
Miałem przez nią motylki, nie tak, ja przez inne dziewczyny, z którymi się spotykałem. Zazwyczaj nie zakochiwałem się w dziewczynach. Mówię serio. Chciałem im się tylko dobrać do majtek, poczuć je i sprawiać, by jęczały z przyjemności moje imię, czasem krzyczały. Ale Brianna, ona jest inna. To znaczy, muszę przyznać, naprawdę chciałem dobrać jej się do majtek, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem ją z Eleanor, ale teraz, wszystko jest inne. Dziewczyny zazwyczaj o mnie zabiegały, ale teraz to ja muszę zabiegać o nią.
Co się ze mną dzieje?
____________________________________
No i mamy siódemeczkę :)
Dziękuję za słowa wsparcia i oczekuję ta kolejne komentarze odnośnie tłumaczenia ;)
Nie wiem, czy dam radę dodać coś w tygodniu, więc najpewniej kolejny pojawi się w niedzielę ;)
Dziękuję za uwagę i zapraszam na Friends With Benefits 
~Lady Morfine <3

czwartek, 9 stycznia 2014

6. "CZUŁEM, JAKBYM ZNÓW MÓGŁ POKOCHAĆ."

*Perspektywa Brianny*
-Zrób to.
Sięgnęłam powoli do jego dłoni po mój telefon. Stał obok mnie, kiedy weszłam w listę kontaktów i wybrałam numer Harry’ego. Odeszłam od niego i weszłam do kuchni, tylko po to, by być z dala od niego. Mogłam poczuć, jak mnie śledzi. Dalej, Harry, odbierz, proszę. Harry odebrał po trzecim sygnale.
-Brianna?- zapytał zmartwiony Harry.
-Harry…
-Brianno, czemu nie odpowiedziałaś na moją wiadomość?- podskoczyłam na dźwięk jego krzyku w moim telefonie.
-Przepraszam. Byłam po prostu…- popatrzyłam na blondyna, a on poruszał ustami, przekazując mi słowa, jakie miałam wypowiedzieć- Byłam po prostu w łazience i nie sprawdziłam później mojego telefonu.
Usłyszałam, jak Harry wzdycha do telefonu.
-Brianno, kto jest z tobą?- moje oczy rozszerzyły się w szoku. Skąd on do diabła wie, że ktoś teraz ze mną jest?
-O-O czym ty mówisz?- wyjąkałam.
-Brianno, nie pogrywaj sobie ze mną. Jąkasz się, jakbyś właśnie zobaczyła martwe ciało i ta wymówka o pobycie w łazience i nie sprawdzeniu po tym telefonu? Serio? Jeśli nie sprawdziłabyś telefonu, nie rozmawialibyśmy teraz, znając cię, odpisałabyś mi, zamiast dzwonić do mnie- otworzyłam usta na dźwięk jego słów. Skąd on wiedział?
-Podaj mi tą osobę do telefonu- powiedział surowo.
Wykonałam jego polecenie i podałam telefon blondynowi. Wziął mój telefon i dał na głośnik.
-Ah, Harry! Miło cię znów słyszeć!- uśmiechnął się blondyn.
-Zamknij się, Rick. Powiedz mi, czego chcesz?- powiedział surowo Harry.
-Wciąż wściekły, prawda, Harry?
-Powiedz mi, czego do kurwy nędzy chcesz, ty mały kawałku gówna!- krzyknął Harry.
-Otóż, otóż, Harry. Nie musisz podnosić na mnie głosu. Teraz, będziesz robił dokładnie wszystko, co ci powiem, albo inaczej twoja mała dziewczyna wykrwawi się tutaj na śmierć- zadrżałam na jego słowa. Co się tutaj do cholery dzieje?
Usłyszałam, jak Harry wzdycha głęboko- Czego chcesz?- jego głos się załamał.
-Chcę, żebyś tutaj przyszedł i zabrał jej dziewictwo- uśmiechnął się Rick, rzucając mi niegrzeczne spojrzenie. Wytrzeszczyłam oczy, uderzając o ścianę. Rick tam stał, śmiejąc się. Zgaduję, że mógł we mnie wyczuć przerażenie. Będąc szczerym, jestem przerażona.
-Nie. Nigdy.
-Dobra, żartowałem! Rany, oboje musicie się wyluzować!
-Skończ, Rick! Czego do chuja chcesz?- krzyknął Harry do telefonu.
-Dobra, stary. Uspokój się. Okej, chcę żebyś tutaj przyszedł, abyśmy mogli dokończyć to, co ostatnio zaczęliśmy. Pamiętasz? Tyły klubu? Wciągnąłeś mnie w niezłe gówno z moją dziewczyną, a ona mnie po tym zostawiła, jak powiedziałeś jej o moim seksie z inną dziewczyną!
-Kurwa, byłem pijany, ty dupku! Poza tym, nie zasługiwałeś na jej miłość!
-Nie mów mi, kurwa, że na nią nie zasługiwałem! Co sprawia, że myślisz, iż na nią zasługujesz?- krzyknął Rick do telefonu, wskazując na mnie.
-Dobra, chcesz skończyć, co zaczęliśmy? Nie ma sprawy. Na zewnątrz, nie w pokoju Brianny.
-Nie, Styles. Ty i ja, tutaj, za 15 minut. Jeśli się nie pojawisz w ciągu 15 minut, twoja dziewczyna za to zapłaci.  
-Nie waż się jej, kurwa, dotykać!!!
-Och, zrobię to. Wierz mi- uśmiechnął się Rick, idąc w moim kierunku. Uderzyłam plecami o ścianę, kiedy chwycił moje udo, jeżdżąc ostro dłonią w górę i w dół. Pisnęłam na jego dotyk. Ścisnął je mocniej. Krzyknęłam z bólu.
-Zostaw mnie!- krzyknęłam.
-Okej, dobra!!! Przestań! Będę tam za 15 minut!!! Przysięgam, kurwa, Rick, jeśli jeszcze raz położysz na niej swoje ręce, skończę z tobą, kurwa!- krzyknął Harry przez telefon.
Rick puścił moje uda, odchodząc z powrotem do blatu, gdzie wcześniej leżał telefon. Mogłam poczuć łzy, spływające w dół mojej twarzy. Byłam molestowana. Byłam, do cholery, molestowana.
-Okej, dobry chłopiec. Lepiej zjaw się tutaj w przeciągu tych 15 minut, inaczej usłyszysz, jak twoja dziewczyna krzyczy twoje imię tak głośno…
-Dotknij ją ponownie, a rozerwę cię na strzępy- warknął Harry.
-Zostało ci już 12 minut, Harry. Do zobaczenia wkrótce- powiedział Rick, zanim zakończył połączenie.
*Perspektywa Harry’ego*
Połączenie zostało przerwane. Przysięgam, jeśli jeszcze raz położy na niej swoje ohydne ręce, to wyrwę mu serce i wepchnę mu do gardła. Chwyciłem moje klucze i wsiadłem do samochodu. Zostało mi jeszcze tylko 8 minut.
Akademik Brianny jest 5 minut stąd. Odpaliłem samochód i zacząłem pędzić z zawrotną prędkością.
22:58. Pokazywał zegarek. Miałem jeszcze 2 minuty.
Wbiegłem do uniwersytetu, nie martwiąc się tym, że ochroniarz może mnie zobaczyć. Przebiegłem przez korytarz i w górę po schodach do pokoju Brianny.
Stanie przed drzwiami do pokoju Brianny mnie przerażało. Co, jeśli Rick ją dotknął? Co, jeśli ona teraz krzyczy? Nie, nie mogłem na to pozwolić. Pchnąłem drzwi i wszedłem do jej pokoju. Rozejrzałem się tylko po to, by nikogo nie znaleźć
- Brianna?- zawołałem.
Usłyszałem, jak drzwi wejściowe się zamykają, natychmiastowo odwróciłem się, spotykając twarz Rick’a.
-Siema, Styles.
Zanim mogłem wymierzyć w niego cios, on już pchnął moje plecy. Jęknąłem z bólu, zdając sobie sprawę, że leżę na kawałkach szkła. Kurwa, rzucił mną na szklany stolik. Wstałem i upewniłem się, że stoję stabilnie, zanim go zaatakowałem. Uderzyłem go w twarz, powodując, że upadł na plecy. Podszedłem do niego, uderzając tyle razy, ile byłem w stanie. Między 3 a 4 uderzeniem jego twarz zaczęła krwawić.
-Jaki facet dotyka dziewczynę w taki sposób?- krzyknąłem, zanim wymierzyłem kolejny cios.
-Harry- zawołał cichutki głos.
Obróciłem się, zauważając Briannę, stojącą przy rozbitym stoliku. Jej oczy wrażały czyste przerażenie. Mogłem zobaczyć, jak się trzęsie.
Kiedy już miałem wstać i do niej podejść, Rick mamrotał coś za mną.
-Co?- rzuciłem.
-Powinniście się smażyć w piekle.
-Pierdol się- warknąłem, uderzając go w brzuch, powodują, że jęknął z bólu.
-Pieprz się, koleś! Jeśli nie chciałbyś konfrontacji to by się nigdy nie stało!-jęknął Rick.
-Cóż, jeśli byłeś na tyle dojrzały, by myśleć, że TO się nigdy nie stanie
Wstałem idąc wprost do Brianny, która wciąż tam stała, zesztywniała.
-Harry…- pisnęła Brianna.
-Shh, nic nie mów- przerwałem jej, zanim zgarnąłem ją do uścisku.
Zastanowiła się, zanim owinęła wokół mnie ramiona. Pocałowałem czubek jej głowy, ściskając jej plecy. Poczułem, jak moja koszulka robi się mokra i stwierdziłem, że szlochała. Odciągnąłem ją od uścisku, podnosząc jej głowę. Jej oczy były czerwone. Poczułem, jak moja twarz łagodnieje na jej płaczący widok. Była zraniona. Dotykał ją, on ją kurwa dotykał.
-Coś cię boli?- zapytałem.
Zawahała się trochę, zanim przytaknęła.
-Gdzie?
Podniosła trochę swoją sukienkę, ukazując uda. Spuściłem wzrok, by na nie popatrzeć. Były na nich malinki i lekkie obrzęki. Moje serce zabolało na jej zraniony w ten sposób widok. Została zraniona przeze mnie.
-Brianno, ja…
-Jest okej. Harry, jest okej- przerwała mi.
-Dotykał cię gdzieś jeszcze?
-Nie…
-Brianno, przysięgam, jeśli dotykał cię gdzieś jeszcze, ja…
-Nie, Harry! Nie. Nie dotykał mnie nigdzie indziej.
-Okej, dobrze. Ale wciąż mam zamiar go…
-Harry, przestań! Nie. Proszę…
Spojrzałem w jej błagające oczy. Dlaczego nie pozwoli mi pobić tego gówna, Ricka?
-Dlaczego?- zapytałem.
-Ponieważ… powinniśmy zaczekać na policję. A jeśli wciąż będziesz go uderzał, zabijesz go i będziesz odpowiadać przed policją.
-A tobie, czemu zależy?
Okej, mogłem brzmieć trochę niegrzecznie, ale naprawdę, czemu ona ma się tym martwić?
-Ponieważ mi zależy, dobra?- Brianna podniosła swój głos.
Nie mogłem zrobić nic innego, jak spuścić wzrok. Usłyszałem, jak wzdycha, zanim ponownie przemówiła.
-Spójrz, Harry. Nie wiem, czemu się tak zachowujesz, ale musisz wiedzieć, że są tutaj ludzie, którym na tobie zależy- powiedziała prawie szeptem.
-Co czyni cię taką pewną?
-Nie jestem. Przepraszam, nie jestem. Ale powinieneś wiedzieć, że mi na tobie zależy.
-Tylko tak mówisz…
-Co czyni cię takim pewnym?- krzyknęła.
-Ponieważ znamy się ledwie jeden dzień…
-Więc, mówisz tak tylko dlatego, że znamy się jeden dzień i dlatego nie może mi na tobie zależeć? Jesteś moim przyjacielem, Harry.
-Przyjacielem?
-Taa…
-Dotykałem cię, Bri- uśmiech wpłynął na moje usta.
-Tak, ale…
-Ale?
-Nieważne- potrząsnęła głową, zanim westchnęła.
-Nie, powiedz mi- zażądałem.
-Harry, jest w porządku.
-Powiedziałem, powiedz mi- powiedziałem, zanim przycisnąłem ją do ściany.
Popatrzyła na podłogę, zanim otwarła usta.
-Jest okej. Nie mam ci za złe tych wszystkich rzeczy, które zrobiłeś… cóż…
Przytaknąłem głową, pokazując, by kontynuowała.
-… cóż, nie wiem.
-Więc, podobało ci się?- uśmiechnąłem się.
-Zamknij się- uderzyła mnie lekko, a ja udałem „ała”.
-Za co to było?- zapytałem zabawnie, wywołując u niej śmiech.
-To policja!
-Otwarte!- krzyknąłem.
-W porządku, sir, miss, policja odeskortuje was na dół.
Brianna i ja przytaknęliśmy, idąc za dwoma policjantami na dół. Kiedy schodziliśmy na dół, uczniowie zaczęli wychodzić ze swoich pokoi, by zobaczyć, co się dzieje. Wkrótce mogłem usłyszeć, jak szeptają.
-Co do cholery Harry z nią robił?
-Są razem?
-Co się do cholery stało?
-Pobił kogoś? Wygląda, jakby był nieźle pobity.
-Czy to ta nowa?
-Spotykają się?
Potrząsnąłem głową, ignorując każde z nich.
-Nic mi nie jest- warknąłem, odpychając z mojej twarzy rękę pielęgniarki. Przysięgam, nienawidzę, kiedy ludzie nakładają na moją twarz te rzeczy. Rozejrzałem się, by zobaczyć, gdzie jest Brianna i zauważyłem, że rozmawia z policjantem. Słuchał jej uważnie, notując to, co mu powiedziała w swoim notesie. Zauważyłem, że policjant przytakuje do Brianny i zaczyna iść w moim kierunku.
Kurwa.
Pójdę do więzienia, prawda?
-Panie Styles- przywitał się policjant.
-T-tak?
-Masz szczęście. Nie pójdziesz siedzieć, nie martw się. Ta młoda dziewczyna powiedziała mi, że ją obroniłeś- powiedział, wskazując na przykrytą kocem Briannę.
-D-dziękuję.
-Jesteś odważny. Próbowaliśmy od tygodni wyśledzić Rick’a.
Śledzić go?
-Co? Śledzić go? Za co?
-Był wplątany w napad na bank i styczność z narkotykami.
Rozdziawiłem usta. Nie wiedziałem, że Rick był taki zły.
- Nie wiedziałem o tym…
-Cóż, to prawda. Dzięki tobie w końcu możemy zamknąć go w więzieniu. Dobra robota, dzieciaku- podziękował mi policjant, wyciągając w moim kierunku dłoń.
Chwyciłem ją i potrząsnąłem nią. Uśmiechnął się, a ja to odwzajemniłem. Kiedy odszedł, poszedłem w stronę Brianny, która wciąż siedziała na tyle karetki, owinięta kocem.
-Cześć.
-Hej- zaszczebiotała.
-Jak się czujesz?
-Lepiej- uśmiechnęła się delikatnie.
-Dobrze, dobrze.
Obserwowałem, jak Brianna bada moje knykcie. Cholera.
-Pozwól mi je obejrzeć.
-Nie, Brianno, jest w porządku.
-Nie, Harry. Pokaż mi- zażądała. Westchnąłem, zanim się poddałem.
Wzięła moje dłonie w swoje, badając je ostrożnie.
-Przepraszam- wyszeptała.
-Brianno, to nie twoja wina.
-Twoje knykcie są posiniaczone.
-Jestem bokserem, Brianno. Nic mi nie będzie.
Nagle poczułem coś ciepłego i delikatnego na moich kostkach, kiedy spojrzałem w dół, zauważyłem, że Brianna przyciska usta do moich knykci. Poczułem motylki w brzuchu. Dlaczego? Żadna dziewczyna jeszcze tego u mnie nie wywołała. Ani razu.
Uśmiechnąłem się na jej starania, myślała, że pocałunek to naprawi.
-Lepiej?- zapytała.
-Dużo lepiej- uśmiechnąłem się, a ona w zamian posłała mi uśmiech.
Patrzyła na mnie swoimi niesamowicie niebieskimi oczami. Co ona ze mą robiła? Żadna dziewczyna nigdy nie sprawiła, że tak się czułem. Czułem, jakbym…
Czułem, jakbym znów mógł pokochać.
___________________________________
Jej, tak dużo się dzieje, a to dopiero 6 rozdział :D
Piszcie, co o tym wszystkim sądzicie.
Chyba już wyrobiłam się w tłumaczeniu, bo zajmuje mi to o wiele mniej czasu niż na początku:3
Kolejny tak, jak mówiłam, niedziela/ poniedziałek.
Zapraszam również na moje drugie tłumaczenie, po kliknięciu na FWB przejdziecie do bloga :)
Pozdrawiam~Lady Morfine <3

wtorek, 7 stycznia 2014

5 "Jeśli nie przestaniesz, stracisz wszystko, co kochasz"

*Perspektywa Harry’ego*
-Tak.
Czy ja dobrze usłyszałem? Czy Brianna właśnie powiedziała, że jej na mnie zależy? Niech ktoś mi powie, że jestem teraz wkręcany, ponieważ nikt nigdy nie powiedział mi tych słów.
Zauważyła, że wciąż wpatruję się w nią pusto i natychmiastowo jej usta ułożyły się ponownie w „Tak”.
-Na-naprawdę?- wyjąkałem.
-Tak. Oczywiście- posłała mi delikatny uśmiech, ukazując zestaw idealnie białego uzębienia.
Nigdy bym nie oczekiwał, że powie, iż jej na mnie zależy. Oczekiwałem, że powie coś w stylu „Och, erm, nie powiedziałabym, że bardzo mi na tobie zależy, bo dopiero się poznaliśmy i dotykałeś mnie kilka razy i zrobiłeś mi malinkę” albo coś takiego. Ale tego nie zrobiła. Zależy jej na mnie. Znaczy, ludzie cały czas mówili mi, że im na mnie nie zależy i że nic dla nich nie znaczę. Jednym z nich był mój tata. Zwykł krzyczeć na mnie, mówiąc mi, jak bezużyteczny i bezwartościowy byłem. W jego oczach byłem jedynie bezwartościowym kawałkiem gówna. Nigdy mu na mnie nie zależało, nigdy mu nie zależało na mojej mamie, albo mojej siostrze Gemmie. Mówił, że nie mam nic z niego. To znaczy, nie mam nic z niego! Nie piłem, by zapić moje smutki. Zauważyłem, że mam złe usposobienie, coś, co dzielę z moim ojcem, ale ja nie jestem taki, jak on. Nigdy nie będę i nigdy nie chcę się stać taki, jak on.
Ale po tym, jak mój ojciec zginął w wypadku samochodowym, zmieniłem się. Nie byłem więcej sobą. Nie byłem Harry’m Styles’em, dzieciakiem, który dostawał same piątki, dzieciakiem, który był uwielbiany przez tak wielu nauczycieli, dzieciakiem, który zwykł udawać, że jest szczęśliwy, nawet jeśli nie miał ojca. Byłem miły, niewinny i odważny. Ale po tym, co się stało, wszystko się zmieniło. Zacząłem się zadawać z niewłaściwą grupą ludzi, kiedy miałem 13 lat, a moje oceny zeszły z dobrych na złe. Kiedy miałem 14 lat, zacząłem późno w nocy wracać do domu z imprez. Zapaliłem pierwszego papierosa, gdy miałem 15 lat. Kiedy skończyłem 16 lat, po raz pierwszy uprawiałem seks i robiłem to prawie przez cały tydzień. Byłem w areszcie, ponieważ mając lat 17 kierowałem samochodem brata jednego z moich przyjaciół. Tak, nie miałem prawka. Moja mama wpłaciła kaucję i płakała, gdy wiozła mnie do domu. Wszystko blokowałem. Nie chciałem słuchać o tym, jak moja mama gada o moim zachowaniu. Nie chciałem tego wiedzieć. Powiedziała, że nie mogę jej tego dalej robić, pakować się w kłopoty i przyprowadzać prawie, co noc dziewczyn do domu. Powiedziała, że ma mnie dość, wtedy się to wydarzyło. Dokładnie pamiętam tamtą noc.
*Powrót do przeszłości*
Wysiadłem z samochodu i ruszyłem prosto do domu. Moja siostra, Gemma, czekała na kanapie. Wstała i zapytała, co zrobiłem, zignorowałem ją i pobiegłem do mojego pokoju. Słyszałem, jak moja mama krzyczy i moja siostra ją uspokaja. Ignorowałem wszystko i kontynuowałem pakowanie się. Skończyłem z tym. Powiedziała, że ma mnie dość! Dobra! Wyjdę, ponieważ każdy lubi mnie zostawiać! Pierwszy był mój tata, potem dziadkowie, potem najlepsi przyjaciele, a teraz nawet moja własna matka! Mówiła, że nigdy mnie nie zostawi, ale wygląda na to, że już to zrobiła. Wiem, że nigdy nie będę tak dobry, jak Gemma. Przepraszam, nie jestem idealny, mamo.
Poczułem, jak coś spływa w dół mojego policzka, zdając sobie sprawę, że była to ciepła łza. Szybko ją otarłem, odrzucając wszystkie bolesne wspomnienia. Nie mogę płakać. Nie mogę im pokazać, że jestem słaby. Kontynuowałem wyciąganie wszystkiego z szafy i wkładanie rzeczy do torby. Wyciągnąłem małe pudełko spod szafy. Miałem uzbierane pieniądze na wszelki wypadek, gdyby rzeczy poszły źle, wtedy mógłbym przetrwać, jeślibym wyjechał czy coś. Rzuciłem ostatnie spojrzenie na pokój i zamknąłem za sobą drzwi. Zbiegłem na dół po schodach, z torbą na ramieniu. Rozglądnąłem się, by zobaczyć, czy mama lub Gemma są gdzieś w pobliżu, ale nie było ich. Kiedy przemierzałem moją drogę do drzwi, głos przemówił.
-Harry?
-Gemma?
-Co ty robisz?
-Ja…
-Zostawiasz nas?- wydusiła.
-Ja…tak.
-Ale… dlaczego?- łzy zaczęły formować się w jej oczach. 
  -Nie mogę tak dłużej, Gemma! Wszyscy myślą, że jestem bezużyteczny, bezużytecznym 17-latkiem, który wszystko pierdoli!!!
-Harry, nie mów tak- powiedziała surowo Gemma.
-To prawda, Gem! Czy ci się to podoba, czy nie! Nienawidzę mojego życia! Nienawidzę siebie!!!- krzyczałem do Gemmy, spychając wazę ze stolika na kawę i powodując, że rozbiła się na kawałki.
-Harry! Przestań!- krzyknęła Gemma, ruszając w moim kierunku.
Nie mogłem przestać. Byłem wkurzony. Bardziej niż wkurzony. Zacząłem zrzucać wszystko, co widziałem. Wazę, filiżankę, ramkę na zdjęcia, wszystko.
-Harry, przestań! Proszę!- Gemma chwyciła moje ramie.
-Jeśli nie przestaniesz, stracisz wszystko, co kochasz!- stwierdziła Gemma.
Przestałem, zamierając. Rozglądnąłem się po salonie, a tam panował bałagan. Gorzej niż ruina. Wszędzie pęknięte kawałki. Co ja zrobiłem? Obróciłem się, by znaleźć Gemmę, wypłakującą swoje oczy. Poczułem, jak łzy mi napływają do oczu. O, Boże. Oto prace wodne. Moje kolana przestawały mnie utrzymywać. Byłem słaby. Rozejrzałem się, czułem, jakby cały pokój wirował. Następna rzecz, jaką wiedziałem, to to, że klęczę.
-Harry musisz z tym wszystkim przestać. Nie możesz wciąż myśleć, że nikt się o ciebie nie troszczy- powiedziała Gemma, klęcząc naprzeciw mnie.
-Nie zależy im, Gemma…- pisnąłem.
-Zależy. Są ludzie, którzy się o ciebie troszczą. Jak ja. Jak mama. Jak Louis- wyszeptała.
-Tylko trzy osoby, Gemma. Wiesz, jak to jest, kiedy idziesz co dzień do szkoły i widzisz rodziców, podwożących swoje dzieci i patrzysz, jak idą do szkoły, machając im na do widzenia? Ktoś się właśnie o nich troszczy. I pojawiam się ja… pieprzony wyrzutek- westchnąłem, gdy łzy zaczęły spływać w dół mojej twarzy.
-Harry, chcę, żebyś wiedział, że ja zawsze będę tu dla ciebie. Zawsze. Ty i ja jesteśmy rodzeństwem. Jeśli mama nas kiedykolwiek zostawi, wiedz, że masz mnie. Dobrze?
-Obiecujesz?- wychrypiałem.
-Obiecuję- westchnęła.
Z tymi słowami przyciągnęła mnie do uścisku. Jestem pełen wdzięczności i cieszę się, że mam taką siostrę. Siostrę, która troszczy się o swojego brata i wie, jak przywrócić go na właściwy tor, gdy on czuje się, jak gówno.
*Koniec wspomnień*
-Odwieźmy cię do domu, co?- zaproponowałem. Brianna popatrzyła na mnie i przytaknęła.
*   *   *
Całą drogę przebyliśmy w ciszy. Obróciłem się do Brianny, prawie zasypiała. Wyglądała, jak anioł. Ponownie skupiłem się na drodze.
-Brianna, jesteśmy- wyszeptałem, potrząsając nią lekko.
-Hmm…- jęknęła Brianna.
-Dojechaliśmy. Jesteśmy przed akademikiem.
-Och, dobrze- powiedziała sennie.
-Napisz mi, kiedy dotrzesz do swojego pokoju, dobrze?
-Mhmm- powiedziała, odpinając pas bezpieczeństwa.
Już prawie wychodziła z mojego samochodu, zanim zrobiła coś, czego nie oczekiwałem.
Pocałowała mnie w policzek.
-Dziękuję, Harry. Za dzisiejszy wieczór- uśmiechnęła się.
-Brianno, zepsułem to i…
-Shh, powiedziałam ci, jest w porządku. Obiad był wyśmienity. Dziękuję- uśmiechnęła się. Jej uśmiech był szczery, a to rozlało ciepło w moim sercu.
-Widzimy się jutro?
Czekałem na jej odpowiedź. Wyglądała na niepewną, ale na końcu się zgodziła.
-Jutro- uśmiechnęła się. I z tym ruszyła do swojego pokoju.
*Perspektywa Brianny*
Kiedy dotarłam do mojego pokoju, zamknęłam drzwi i ściągnęłam moje szpilki. Boże, stopy mnie bolą.
-El?- zawołałam.
Zero odpowiedzi.
Rozglądnęłam się, ale nie było tutaj jej rzeczy.
Nagle poczułam, jak telefon wibruje w mojej torebce. Wyciągnęłam go i zauważyłam, że to wiadomość od Harry’ego.
Od: Harry
Dotarłaś? X
Moje palce znalazły się na klawiaturze, myśląc nad odpowiedzią. Na pewno napiszę „Tak, jestem”, ale mam napisać „dobranoc” czy coś? Westchnęłam i myślałam nad tym chwilę, zanim to wystukałam.
Kiedy już miałam nacisnąć „WYŚLIJ”, jakiś dźwięk dobiegł z łazienki. To dziwne, mogłabym przysiąc, że nie było tutaj Eleanor. Jest na zakupach z Louis’m, to znaczy, nie ma tutaj nawet jej rzeczy.
-Halo?- zawołałam.
Cisza.
Coś jest nie tak. Rozejrzałam się ostrożnie, zanim ponownie zawołałam.
-Hal…
Nagle poczułam, jak czyjaś ręka zasłania mi usta. Krzyczałam tak głośno, jak potrafiłam. Oddychałam ciężko. Zaczęłam mamrotać kilka słów, ale osoba, która zakrywała moje usta mnie nie słyszała.
-Zostaw telefon- przemówił głos za mną. Jego głos był głęboki, ale nie tak głęboki, jak Harry’ego.
Zrobiłam, co mi kazał. Położyłam delikatnie telefon na blacie, a on poruszał się razem ze mną, jego ręce wciąż zatykały moje usta. Mój oddech z sekundy na sekundę stawał się coraz cięższy.
-Teraz, kiedy zdejmę rękę, nie będziesz krzyczeć, dobrze? Jeśli to zrobisz, to…- przemówił mężczyzna, przyciskając scyzoryk do mojej twarzy- będzie w twojej krwi. Zrozumiano?
Przytaknęłam. Wziął powoli dłoń, myśląc, że w każdej chwili mogę zacząć krzyczeć. Krzyknęłabym, ale nie chcę, by ten nóż mnie dźgnął. Obrócił mnie i ujrzałam jego twarz. Miał brudno-blond włosy, jego szczęka była wyraźna tak, jak nos. Miał brązowe oczy. Popatrzyłam w dół na jego dłonie i mogłam dostrzec wytatuowanego wielkiego tygrysa na jego przedramieniu. Uniosłam wzrok i zauważyłam, że mi się przygląda, nawet, jeśli nasze twarze dzieliły jedynie centymetry.
-Teraz powiedz mi, gdzie jest twój przyjaciel- powiedział.
-Przyjaciel? Kto?- zapytałam przerażona.
-Nie pogrywaj sobie ze mną!- krzyknął.
-Nie mam pojęcia, o czym mówisz!
-Ten koleś- pokazał mi zdjęcie na telefonie. Rozpoznałam tą twarz. Moje oczy rozszerzyły się z szoku i przerażenia. Czemu ten facet go chciał? Czemu jego?
-Harry?
-Tak. Teraz powiedz mi, gdzie jest?
-Nie wiem, gdzie jest Harry. Przysięgam.
-Dobrze, więc zadzwonisz do niego i powiesz, by tutaj przyszedł. Nie mów mu, że tu jestem- powiedział, sięgając do blatu, po mój telefon.
-Co, jeśli nie przyjdzie?

-Oh, skarbie, przyjdzie- uśmiechnął się złowieszczo. Skuliłam się- Zrób to.
________________________________
Hej, jestem nową tłumaczką, gdyż poprzednia zdecydowała się je oddać :)
Nie wiem, czy ktoś jeszcze tutaj zagląda, ale mam nadzieję, że nadal są tutaj jacyś czytelnicy :)
Po raz pierwszy przejmuję po kimś opowiadanie/tłumaczenie, zazwyczaj, to ja swoje blogi porzucałam, ale w tłumaczniach się nie poddaję. 
Mam nadzieję, że rozdział się podoba i pod względem akcji i tłumaczenia :)
Kolejny dodam chyba w niedzielę/poniedziałek, bo tłumaczę jeszcze jedno tłumaczenie, na które serdecznie zapraszam, a znajduje się ono tutaj: Friends With Benefits.
komentujcie i chyba do napisania, nie?
Pozdrawiam~Lady Morfine <3