niedziela, 12 stycznia 2014

7. "Harry, nie możesz mnie przed wszystkim obronić..."

*Perspektywa Brianny*
-Chcesz, erm iść na górę?-zapytałam nerwowo. Boże, czemu się denerwowałam?
-Och, ja erm, ja nie mam tutaj mieszkania.
-Nie masz?
-Nope- powiedział Harry, akcentując „p”.
-Och, cóż, chcesz wrócić do mojego pokoju?
Mentalnie się spoliczkowałam, kiedy zdałam sobie sprawę, co właśnie powiedziałam. Zaprosiłam Harry’ego Styles’a do mojego mieszkania.
Proszę, powiedz nie. Proszę, powiedz nie. Proszę powiedz mi, że musisz coś zrobić. Proszę, powiedz nie…
-Och, erm, jasne- uśmiechnął się szczerze.
Cholera.
Zachęcił mnie gestem, abym szła przodem, a ja odwzajemniłam uśmiech.
_
-Czuj się, jak u siebie.
Patrzyłam, jak chodzi dookoła, podnosząc różne rzeczy, a potem je odkładając. Zachichotałam, gdy potknął się na mojej torbie. Jest taką niezdarą.
-Podoba ci się to, co widzisz?- zawołał Harry.
-Kto powiedział, że mi się podoba?- uśmiechnęłam się.
-Ałć- dotknął ręką piersi na znak, że został zraniony.
-Aww, zraniłam cię, Harry?- powiedziałam, zanim wydęłam wargi.
-Pożałujesz tego, co powiedziałaś- powiedział Harry, zbliżając się do mnie.
Zrobiłam ostrożnie krok do tyłu- Harry, co ty… AHHH- krzyknęłam, kiedy zaczął mnie gonić. Wpadłam do łazienki, chcąc zamknąć za sobą drzwi, ale Harry już był przy nich. Ciągnęłam za drzwi, ale Harry był ode mnie dużo silniejszy.
-Bri, powinnaś się już po prostu poddać. Oboje wiemy, że jestem silniejszy- uśmiechnął się.
Uśmiechnęłam się- Nigdy w twoich najdzikszych snach*, Styles.
-Po jakichś 10 minutach szarpaniny, Harry’emu udało się przecisnąć i potknął się do tyłu.
-Och, nie żyjesz, Brianno- uśmiechnął się Harry.
-Próbuj, Styles- odwzajemniłam uśmiech.
-Zrobię to.
Bez ostrzeżenia, Harry przerzucił mnie sobie przez ramię i zaczął iść w stronę prysznica.
-Harry, co ty robisz?
Nie odpowiedział, ale mogłam zauważyć uśmieszek na jego ustach. Nagle poczułam coś zimnego i mokrego na mojej głowie. Wygięłam się i zauważyłam wodę, lejącą się z góry.
-Harry, ty dupku!- krzyknęłam, uderzając go pięściami.
Usłyszałam, jak chichocze, stawiając mnie na nogach. Sięgnął nade mną po coś, a ja odwróciłam się, by zobaczyć, co to jest. To był szampon. O Boże, nie.
-Harry, nie! Nie… AHH!

Zanim mogłam uciec, Harry już zdążył oblać mnie szamponem. Byłam mokra. Bez namysłu, nabrałam w dłonie wody i chlusnęłam nią w niego. Oparł się tyłem o ścianę, kontynuując lanie na mnie szamponu. Podjęłam próbę ucieczki, ale byłam zbyt wolna, a Harry z powrotem pociągnął mnie pod prysznic. Cholernie się śmialiśmy, kiedy odkładał na miejsce szampon. Mogłam poczuć, jak woda spływa mi po szyi.
-Dlaczego do cholery wciągnąłeś nas pod prysznic?!
-Dla zabawy- uśmiechnął się.
-Jesteśmy teraz mokrzy.
-Możemy wziąć prysznic- mrugnął Harry.
Moja ręka powędrowała do jego klatki, uderzając w nią.
-Ał.
-Och, proszę. To nie bolało.
-Skąd możesz wiedzieć?- zaśmiał się.
-Ponieważ znam swoją siłę- powiedziałam, otrzymując od niego śmiech. Boże, jego śmiech jest zaraźliwy.
-Nie mam mocy. Chcesz mi trochę oddać?- powiedział Harry, przybliżając swoją twarz bliżej mojej.
-Ja tak samo nie mam- powiedziałam, dysząc.
-Więc powinniśmy zrobić coś, by połączyć nasze moce- puścił mi oczko.
-Hmmm, coś proponujesz?- drażniłam się. Wiedziałam, do czego zmierza.
Wziął moją twarz w dłonie i przyciągnął bliżej siebie. Nasze twarze dzieliły jedynie centymetry, a woda po nas skapywała. Zielone tęczówki Harry’ego nie zrywały kontaktu z moimi niebieskimi oczyma.
-Co ty ze mną robisz?- zapytał prawie szeptem Harry.
Zamrugałam kilkakrotnie, starając się zrozumieć, co on właśnie powiedział, zanim zaczęłam badać jego rysy. Czy naprawdę wywierałam na nim taki efekt?
Miał rozcięcie poniżej brwi, rozcięta wargę i kilka siniaków na prawym policzku. Przyłożyłam dłoń do jego twarzy i przesunęłam po nich palcami. Wzdrygnął się lekko, ale wciąż pozwalał mi na nie patrzeć. Patrzyłam na nie poważnie, cały czas mogłam czuć na sobie jego wzrok.
-Naprawdę ci dowalił, prawda?
Westchnął, zanim spojrzał w dół- To nic takiego- wzruszył ramionami.
-Nie, Harry. To jest coś. Uratowałeś mi życie…
-Uratowałem ci życie? Uratowałem ci życie?- wyrzucił.
-Harry, uspokój się…- zanim mogłam powiedzieć coś jeszcze, Harry już wyszedł z łazienki.
-Harry! Harry! Poczekaj!
-Uratowałem ci życie, Brianno? Czy ty jesteś kurwa nienormalna?
-Nienormalna? Jak do kurwy nędzy mogę być nienormalna? To ty jesteś tym, który krzyczy!
-Ponieważ ty myślisz, że uratowałem ci życie!
-Cóż, to prawda!
-Brianno, on cię dotykał! Nie mogłem cię kurwa ochronić przed tym gównem!
-Harry, to nie jest twoja wina!
-Jest! Jest, Brianno. Jeślibym go nie wyzwał, to nie zostałabyś zraniona!!!
-Harry, nie możesz mnie przed wszystkim obronić…
-Mogę spróbować…- pisnął.
Westchnęłam.
-Przepraszam…- powiedział prawie szeptem Harry.
-Harry, musisz postarać się kontrolować swoją złość. Nie możesz po prostu wściekać się na siebie przez jakieś małe rzeczy…
-To nie jest małe- wskazał ręką na moje uda.
-Jest.
-Nie jest!
Podskoczyłam na jego krzyk.
-Przepraszam- powiedział natychmiastowo.
Przytaknęłam delikatnie, ziewając.
-I-idę teraz spać… możesz spać na kanapie. Przyniosę ci poduszki i koc.
-Okej.
_
-Ah, kurwa!
Moje oczy szeroko się otworzyły na dźwięk czyjegoś głosu. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się dookoła. Łóżko Eleanor wciąż było puste, więc zgaduję, że śpi u Louis’ego. Popatrzyłam w prawo na zegarek.
3:44 nad ranem. Pokazywał zegar.
Moje myśli były zalane przez dźwięk czyjegoś śpiewu. Zeskoczyłam z łóżka i skierowałam się do kuchni. Wyczuwałam coś. Zaglądnęłam do kuchni i natychmiastowo zobaczyłam przy kuchence chłopaka z lokami, bez koszulki.
-Harry?
-Cześć, kochanie.
-Co ty robisz?- wydusiłam.
-Robię jakieś przekąski.
-Szybki kubek o czwartej nad ranem?
-Taa…- przeciągnął.
Nie mogłam nic poradzić na delikatny śmiech.
-Jestem głodny, Brianno! Nie wiń!- jęknął Harry, starając się zachować poważną twarz.
Zaśmiałam się trochę głośniej tym razem, ponieważ on starał się być poważny, ale mu nie wychodziło.
_
-Chcesz trochę?
-Nie, jest w porządku. Podziękuję- zachichotałam.
-Więc, chcesz zagrać w 20 pytań?
-Serio, Harry?
-Tak, znaczy, czemu nie?
Westchnęłam, poddając się- Dobra, zaczynaj.
-Dobra, ulubione jedzenie?
-Włoska kuchnia.
-Ulubiony zespół?
-The Beatles.
-Ulubiona piosenkarka?
-Um, Celine Dione.
-Oh, tak, ona jest świetną piosenkarką, ale ja jestem lepszy- powiedział, uśmiechając się Harry.
-Śpiewasz?
Rozszerzył oczy, a ja mogłam sobie wyobrazić, jak mentalnie się policzkuje. Dlaczego? Dlaczego nie wiedziałam, że on śpiewa?
-T-tak, trochę.
-Zaśpiewaj coś dla mnie.
-Nie, nie potrafię.
-Och, no dalej, Harry! Proszę?- błagałam.
-Dobrze- poddał się.
Isn't she lovely
Isn't she wonderful
Isn't she precious
Less than one minute old
I never thought through love we'd be
Making one as lovely as she
But isn't she lovely made from love
Isn't she pretty
Truly the angel's best
Boy, I'm so happy
We have been heaven blessed
I can't believe what God has done
Through us he's given life to one
But isn't she lovely made from love
Isn't she lovely
Life and love are the same
Life is Aisha
The meaning of her name
Londie, it could have not been done
Without you who conceived the one
That's so very lovely made from love
Jego głos był jak dar od Boga. Przysięgam. Nie wiedziałam, że śpiewa tak dobrze.
-Było do bani- powiedział.
-Co?! Żartujesz, Harry!
-Nie, naprawdę, było okropnie. Nie kłam, Brianno.
-Nie żartuję! Było naprawdę dobrze! Za twój głos możnaby umrzeć!
-Serio?- uśmiechnął się Harry.
-Tak- odwzajemniłam uśmiech.
-Dzięki… nikt wcześniej mi tego nie powiedział.
-Jak to możliwe?
-Cóż, nie wiem… moi rodzice i siostra nigdy nie słyszeli, jak śpiewam, więc…
-Nigdy? Jak?
Będąc szczerym, jestem naprawdę zdziwiona.
-Zgaduję, że nigdy wcześniej dla nikogo nie śpiewałem… aż do teraz.
Spojrzałam na niego i patrzyłam cały czas, kiedy rozmyślałam nad słowami, które właśnie wyszły z jego ust. Nigdy dla nikogo nie śpiewał, to znaczy…
-Jesteś pierwszą osobą, która właśnie usłyszała, jak śpiewam- powiedział prawie szeptem.
*Perspektywa Harry’ego*
-Jesteś pierwszą osobą, która właśnie usłyszała, jak śpiewam- powiedziałem prawie szeptem.
Przygryzłem dolną wargę, czekając na odpowiedź. Zaśpiewałem dla niej. Pierwsza osoba, która usłyszała, jak śpiewam. Zazwyczaj nie robię tego, co mówią mi ludzie, zwłaszcza, jeśli każą mi śpiewać. Louis nigdy nie słyszał, jak śpiewam, a jest moim najlepszym przyjacielem od 5 lat. Briannę znam tylko jeden dzień, a ona już usłyszała, jak śpiewam. Boże, co ta dziewczyna ze mną robi?
Nigdy wcześniej nikogo tak nie lubiłem. Nigdy nikogo nie pragnąłem. Nigdy nie potrzebowałem nikogo tak mocno. Ale ona… Brianna, jest czymś. Wiedziałem to, od kiedy przywitała mnie w drzwiach, a ja wziąłem jej ubrania, naprawdę chciałem jej je podać, ale kiedy wyszła z łazienki, z unoszącą się parą, wyglądała jak anioł. Przysięgam, ja anioł, który został zesłany z niebios. Przez nią mi kurwa stanął, do cholery. Cholera, chciałem tylko owinąć ramiona dookoła jej drobnej talii i pozbyć się ręcznika, pozwolić mu upaść na ziemię.
Miałem przez nią motylki, nie tak, ja przez inne dziewczyny, z którymi się spotykałem. Zazwyczaj nie zakochiwałem się w dziewczynach. Mówię serio. Chciałem im się tylko dobrać do majtek, poczuć je i sprawiać, by jęczały z przyjemności moje imię, czasem krzyczały. Ale Brianna, ona jest inna. To znaczy, muszę przyznać, naprawdę chciałem dobrać jej się do majtek, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem ją z Eleanor, ale teraz, wszystko jest inne. Dziewczyny zazwyczaj o mnie zabiegały, ale teraz to ja muszę zabiegać o nią.
Co się ze mną dzieje?
____________________________________
No i mamy siódemeczkę :)
Dziękuję za słowa wsparcia i oczekuję ta kolejne komentarze odnośnie tłumaczenia ;)
Nie wiem, czy dam radę dodać coś w tygodniu, więc najpewniej kolejny pojawi się w niedzielę ;)
Dziękuję za uwagę i zapraszam na Friends With Benefits 
~Lady Morfine <3

3 komentarze:

  1. Awwww, mam nadzieję że nie długo będą szczęśliwą parą ale za jakiś czas coś się stanie.
    XOXO

    Ps. Szkoda że musi być to imię w FWB, pewnie bym czytała je ale moja nauczycielka od matmy ma na imię Tamara....

    OdpowiedzUsuń